środa, 6 lutego 2013

Przyszedł facet z synem do doktora ...

a raczej do uroczej Pani Doktor :)
Z racji, że nasza przychodnia jest bardzo blisko i bardzo miła Pani z rejestracji zadzwoniła, żebyśmy nie musieli czekać z chorymi ludźmi, żeby przyjść i zważyć Leonka.
Nastąpiło to dość nieoczekiwanie i tak: Leoś został szybko przez Tatę ubrany w pokazowe śpiochy,
sam R. migusiem wskoczył w nową nieśmiganą koszulę a ja no cóż - tak jak stałam w dresach,
z włosiem każdym w inną stronę (to akurat nie nowość) na prędce kompletująca książeczkę zdrowia, pampersy, chustki do tyłka, ubranie na zmianę i jeszcze kilka innych rzeczy by się znalazło na tej liście.
Po wejściu do gabinetu jakie było zdziwienie gdy ujrzałam nie "naszą" Panią Doktor a urodziwą, długonogą, w mini seksi kiecce Panią Doktor z nienagannym make'up-em. Jaka była radość R. pisać nie muszę :)
I zaczęło się co nieuniknione - R. położył Leosia na wagę, Mały się rozgląda, Pani Doktor: "Jaki on śliczny i grzeczny" R: "Zupełnie jak tatuś", ja milczę i przewracam gałkami. Leo ma dość ważenia i pokazuje język,
R: "Synku nie pokazuj języka Pani Doktor, to nieładnie" Pani Doktor: "Ha ha ha , hi hi hi i pewnie jeszcze będzie dowcipny po Tatusiu". Chrzącham więc co by przypomnieć o swoim istnieniu choć wiem, że w tych dresach nie mam co się wyrywać :) Pełna żenady wizyta dobiega końca, R. zachwycony zapowiada, że zawsze będzie z Synem chodził do lekarza ja wyrażam nadzieję, że "nasza" Pani Doktor szybko powróci z urlopu :)

2 komentarze:

  1. hahahahaha!!! Dobrze, że nasz pediatra jest suchym dziadkiem koło 70tki :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń