środa, 29 października 2014

Dom z miłości i drewna

Jest taki dom.
Kilkanaście kilometrów od świateł dużego miasta.
Tu mieszka miłość i Troje Wspaniałych.
Tu cudownie pachnie gotowana z przyprawami kawa.
Tu biegają owce i kozy i kury.
Tu na ścianach jest glina z piaskiem.
Tu jest ciepło kominka.
Tu Pani Doktor i Pan Muzyk razem pieką chleb.
Tu jadłam pierwszy raz rosół z kaszą gryczaną.
Tu na dużym łożu słodko śpi długowłosa Dziecina.

Ujmuje mnie niesamowicie piękno takich miejsc.
Gdzie nawet na chwilę nie zerknęłam na swojego smartfona.
Gdzie jest święty, niczym niezmącony spokój.
Gdzie Mąż z Żoną patrzą na siebie w taki sposób.
Gdzie Gość jest prawdziwym Gościem.

Dziękuję za dzisiejszy cudowny wieczór.
Miło było ogrzać się Waszym ciepłem.

środa, 22 października 2014

Welcome in my dream

Będąc w ciąży z Leonem miałam mnóstwo planów.
I wizji.
Przede wszystkim dotyczyły mojego macierzyństwa.
A także tego kogo i jak wpuszczę do swojego świata.
Generalnie postanowiłam być jak przysłowiowa Zosia Samosia (sic!)
czyli wszytko sama sama sama.
Weryfikacja przyszła szybko.
Niecały tydzień po tym jak wróciliśmy do domu dostałam masakrycznego zapalenia piersi.
Wtedy gdyby nie 2 tygodniowa pomoc Teściowej byłoby słabo.
Do dziś dziękuję Jej za ten czas i za każdy kolejny kiedy można na Nią liczyć.
I na Innych.

Dwa dni w tygodniu spędzam z Dziećmi u mojej Siostry.
Thank God!
Razem Dzieci mamy pięcioro.
Jest cudownie, rodzinnie, czasem wieje grozą, czasem płacze i krzyki przez cały dzień nie pozwalają nam się porozumieć, czasem przygotowana rano kawa jest już tak zimna, że nawet na siłę nie da się jej wypić, czasem zmęczenie bierze górę, czasem milczymy, czasem śmiejemy się do łez.
Najważniejsze, że mamy siebie.
Ta relacja wiele daje.
Jak dziś. 
Dostałam swoje 50 minut.

Wyszłam.
Wrzuciłam na insta zdjęcie liści i moich nóg w ulubionych butach.
Szłam, totalnie sama.
Jaki komfort psychiczny.
Dzieci spały, zaopiekowane, bezpieczne.
Poszłam do second handu. Jednego, drugiego.
Jak zwykle nie kupiłam sobie nic.
Przyniosłam dwa wory super łupów. Dla całej 5.
I radość i głowę spokojną i luz.
 
I tak gdy dzisiejszy dzień dobiegał końca i:
jedno z piątki z przejedzenia oddało co przyjęło, 
kolejne potknęło się o deskorolkę wypuszczając z nosa farbę
a po 10 godzinach niebytu w domu przywitał mnie smród pozostawionego na gazie czajnika!!!!!
(Mężu dziękuję, że uparłeś się na emalię Olkusz bo inny czajnik mógłby nie dać rady)
zdałam sobie sprawę, że chyba jestem trochę zmęczona.
 
Więc?
Pójdź czasem do Matki.
Tej co ma Jedno, Dwoje, Troje czy więcej.
Daj Jej swój czas.
Nie pytaj o pieluchy, sruchy, pierduchy.
Wyjdź z Nią (i bagażem) na spacer.
Pomilcz.
Weź Dziecko na kolana.
Zapytaj co przeczytała lub poleć jakąś super książkę.
Opowiedz o sobie.
Poukładaj z Dzieckiem puzzle.
Przeczytaj ulubioną książeczkę.
Pozwól by w samotności i przy zamkniętych drzwiach skorzystała z toalety.
Daj Jej powiesić pranie na balkonie tak by nie musiała patrzeć pod nogi czy Ktoś się tam kręci.
Napij się z Nią dobrej kawy.
Niech posprząta łazienkę, ugotuje zupę, pójdzie na kwadrans do marketu.
Daj napisać ważne maile.
Może chce zrobić sobie maseczkę, znaleźć zgubiony paragon, posegregować ubrania Dzieci.
Daj Jej chwilę pobyć ze sobą.
Nie czekaj na specjalne zaproszenie, fanfary, czerwony dywan.
Ona ma wielkie serce i Ty też dostaniesz kawałek.
Serio.




czwartek, 16 października 2014

Czy to Ty, czy to ja?

Coraz częściej mi się to przydarza.
Patrzę na Ciebie i widzę siebie.
Synu.

Te gościnne występy: tłum klaszcze i śmieje się to ja gram dalej.
Tak, potrzeba bycia gwiazdą.
You shine like a real star.

Zagadywanie do ludzi, zaczepność na którą stać najodważniejszych.
"Lele jedzie Cioci Paty, o tam, do Kazia, Lysia, Hela w kolu.
Będziem bawić. 
Tata placi. Brum brum. Dziadzio, Baba placi teś.
Mama Kalola, Siamosia wózku.
Aaaa totki dwa, obydwa.
A Pani goląco?
Mama lobiła hebatkę. Pije Lele.
Pan pije piwooooo???? "
- to z dziś z autobusu. 
Owacje na stojąco.
Szafa gra.
Bez konieczności wrzucania pieniążka.

Born to be wild.
Myślę, że oni nie wiedzieli ale o Tobie śpiewali.

Chodzisz swoimi dróżkami.
Kminisz ciągle w tej lokowanej głowie.
Cwaniakujesz.

Słucham opowieści mojej Mamy i śmieję się pod nosem.
Mówi jak śpiewałam i recytowałam, jak zaczepiałam ludzi w parku akademickim,
jak opowiadałam niestworzone historie, 
dobierałam ciuchy według znanego sobie tylko schematu.

Sympatię do leggi-spodni mamy obydwoje z tą jednak różnicą, 
że Ty wyglądasz w nich dobrze:)

I wzrusza mnie to i wnerwia czasami.
Wrażliwcy mają kiepsko a pod tą przykrywką przyjaciela całej ludzkości kryje się także wielka wrażliwość.

Znam ten błysk, 
wiem, co czujesz będąc wśród ludzi,
wiem, że kochasz Tłum,
wiem, że lubisz biec nie oglądając się za siebie,
wiem, że lubisz dobre jedzenie,
wiem, że znasz ten dreszczyk emocji robiąc coś z pogranicza dobrego zachowania.
Ja to wszystko wiem.
I kiedy tak patrzyłam dziś na Ciebie zdałam sobie sprawę, 
że cudnie widzieć siebie w Tobie.