środa, 13 lutego 2013

Dzień z życia Pana Leona

Wstaliśmy dziś o 9.00.
Niby wszystko ładnie pięknie ale przed tą 9-tą były 4 nocne pobudki, skargi i zażalenia składane przez Syna w postaci łkania i biadolenia, kilka par śpiochów do zmiany i kilka pampersów a na koniec z pozycji przewijaka żywa dyskusja ze zwierzętami znajdującymi się na tapecie w pokoiku Leosia.
Jak na 7-tyg dziecko Leon wydaje z siebie już bardzo dźwięków :)
Po kilkukrotnym porannym karmieniu, złapaniu przeze mnie w locie kanapki i zimnej herbaty, gapieniu się na siebie i zabiegach kosmetycznych Mały zasnął w czeluściach dżungli - huśtawki a ja sprintem udałam się pod prysznic przerywając telefoniczną konferencję z moją Siostrą P i jednoczesne odpisywanie na firmowa korespondencję.
Kiedy robiłam make up Leoś postanowił się obudzić i dość głośno dawał mi do zrozumienia, że jedna warstwa tuszu do rzęs w zupełności wystarczy.
Kolejne karmienie, kolejne śpiochy i kurczy nam się czas bo o 12 mamy autobus.
Ledwo zdążyliśmy bo w 11 minut uwinąć się by wyjść z wózkiem, kupić bilet u wrednej dziewczynki (zawsze twierdzi, że nie ma wydać :) ) i dobiec na przystanek to nie lada wyczyn.
Tak jak planowaliśmy na posypanie głowy popiołem zdążyliśmy, Leonek w kościele spał niewzruszony lekko ożywiając się tylko na dźwięk organów. O wiele żywsze były za to spotkane dzieci mojej Siostry - 2,5 letnia H. i prawie 8- miesięczny K - H. biegła przez pół kościoła z pieniążkiem na tacę bo nie została zauważona a K. machał nóżkami, rączkami, ślinił się i wisiał nad wózkiem Leonka.
Po kościele do Plazy na szybkie zakupy - niedziałająca winda nie ułatwiła tego zadania :)
W jednym sklepie zahaczyliśmy wózkiem i zwaliliśmy 5 pudeł z butami, w drugim kilka koszul z wieszaków, w kolejnym w ruch poszły dziecięce zabawki.
W sklepie z mega seksowną bielizną do karmienia :) nie było miejsca by do przymierzalni wejść z wózkiem, obsługująca mnie Pani pomagała mi wybrać ten konieczny asortyment a Leona pilnował przedstawiciel handlowy, który właśnie do Pani przyjechał :).
Po Plazie sprintem do rodzinnej firmy zobaczyć jak tam co tam?
Szef wszystkich Szefów stwierdził dziś, że strach pomyśleć gdzie trzeba nas będzie szukać jak tylko zrobi się cieplej :) Mały w rodzinnej firmie czuje się dobrze, rozgląda się, uśmiecha.
Fotel, który służył mi do odpoczynku gdy miałam już duży brzuch służy teraz do karmienia.
W końcu po nas, dwóch włóczykijów przyjeżdża R.
W domu ja szykuję obiado-kolację, Tata z Synem oglądają książeczkę dla niemowlaków, edukują się na macie edukacyjnej w końcu kąpią i po niewielkich negocjacjach (herbatka koperkowa musi być!) idą spać a ja mam właśnie czas dla siebie. Ot, zwykły dzień :)


2 komentarze: