W ciągłym biegu.
Tak w największym skrócie wygląda nasze życie.
Nie narzekam, ja to lubię.
Taka jestem.
Powsinoga.
Wiele planów, marzeń - wszystko i tak wpada pod dyktat naszej uroczej Dwójki.
Dzieci mają swój tajming.
Nic na siłę.
I tak weekend. Warszawa. Moje zawsze niespełnione marzenie.
Mnóstwo planów.
Postać choć chwilę pod Stadionem gdy śpiewają Kings of Lion,
pójść na Targ śniadaniowy, przebiec ulubione stoiska na Targach Mom&Baby,
napić się kawy na Saskiej Kępie,
odwiedzić Polski Ciuch,
pospacerować po Polach Mokotowskich.
Dupa.
Bywa.
Jest za to rodzinnie, swojsko, miło.
Jest Siostra i Jej Mąż, miłe śniadanie,
widok moich Dzieci w innych, także kochających ramionach.
Jest Przyjaciółka i Bern i Kredkafe.
Jest bieg za Leonem w Parku Ujazdowskim.
Jest Stary Mokotów i spacer.
Jest Jeff's i świetne jedzenie.
W drodze powrotnej odwracam głowę.
Dwa foteliki obok siebie.
Leon jedną rączką w dziurę, którą zrobił sobie w portkach wsmarowuje banana
drugą rączką trzyma Zofię za rączkę, śmieje się i mówi: Nionia, Nionia.
I tak: nic innego może teraz nie istnieć.
Proste.
Wpadłam tu nocą, podczas odciągania pokarmu dla mojego podwójnego szczęścia (tak, tak - komentarz z cyckami w tle ;)) i napiszę tylko tyle - my też w biegu :)
OdpowiedzUsuńBuziole!
Jakie fajne słodziaki :D
OdpowiedzUsuńOj Karolinko... cudownie się to czyta :)
OdpowiedzUsuńDzieci to masa szczęścia:)
OdpowiedzUsuńJestescie jeszcze?
OdpowiedzUsuńnieee:(
UsuńAż mi się łezka zakręciła ;)
OdpowiedzUsuńZ dwójką dzieci chyba zawsze wszystko jest w biegu :) I nieco się obawiam jak to będzie kiedy kiedyś tam dojdzie trzecie :) Super maluchy :)
OdpowiedzUsuń