niedziela, 27 kwietnia 2014

List do Córki

Moja Kochana Córeczko Zosiu,
 
miesiąc temu o tej porze właśnie kładłam się spać.
Inaczej niż zwykle. 
W innych okolicznościach przyrody.
Na szpitalnym łóżku, pewnie trochę obolała,
 z wypiekami na twarzy i małym Zawiniątkiem pod pachą.
Z Tobą.
Gapiłam się na Ciebie do 4 nad ranem, 
najpierw zagadując do Koleżanek z pokoju, opowiadając im całą historię życia:) 
Potem już tylko Ty i ja.
Musisz wiedzieć, że na 4 osobowej sali razem z Tobą były 2 inne Zosie i Natalka.
Ściskam Dziewczyny i ich Mamy.

Kilkanaście godzin temu skończyłaś miesiąc.
To był dobry dzień.
Złożyłam Ci życzenia, wycałowałam i wyściskałam.
W lubelskiej bazylice Dominikanów był ślub mojej Przyjaciółki Gosi.
Przespałaś uroczystość w podwójnym wózku w którym razem z Tobą
siedział (to za dużo powiedziane) Brat Twój Leoncjusz.

Jeśli już o Nim mowa to co tu dużo gadać, masz cudownego starszego Brata.
On równo z Tobą świętuje 26.
Skończył właśnie rok i 4 miesiące.
Brat Twój obchodzi się z Tobą różnie aczkolwiek zawsze z gracją - 
nawet jeśli ciągnie Cię za Twoje czarne włosięta tudzież uderza w głowę 
tak szybko bym nie zdążyła zapobiec.
Częściej jednak głaszcze po główce a w przypływie czułości po tej małej głowinie Cię całuje.
Dziś pierwszy raz powiedział: Ziosia. A raczej Siosia.
Wzruszyliśmy się z Twoim Tatą.
Każdego dnia rano Leon pokazuje na Twoją kołyskę i pyta: Cio to?
Minie jeszcze trochę zanim przywyknie do nowej sytuacji:)
Masz również Malutka Rodzeństwo Cioteczne: Helenkę i Kazika a za 4 tygodnie Juniora,
którego oczekujemy mocno.
Kazik (rok i 10m-cy) jak tylko Cię widzi biegnie i krzyczy: Zioś!
I jest to najpiękniejsze Zioś na świecie.
Ma Chłopak dużo dobrych dla Ciebie uczuć.
Kazik, mój Chrzestny Syn. Cud, miód, malina.

Ten miesiąc to jakaś torpeda.
Szok i niedowierzanie.
Znów wywróciło nam się życie.
Chociaż - tak się zastanawiam jak można jeszcze je bardziej powywracać?:)
Powiedziałam dziś do Twojego Taty na weselu 
(tak, tak zostawiłam Ciebie miesięczną i LeoSyna z Dobrymi Ludźmi 
- wielkie DZIĘKI Kar&Tym -)
że byłaś tym brakującym ogniwem:) 
Dopełniłaś nas i zmieniłaś.
Mój Mąż a Twój Ojciec z Tobą na rękach - widok totalnie rozczulający.
Podsłuchuję Go co do Ciebie mówi, jak na Ciebie patrzy.
Jest dumny i szczęśliwy.
A ja? Ja mam Córkę.
Córkę o której zawsze marzyłam.
Stosy różowych ubranek i radość nieprzemijającą.
Mówię do Ciebie: Kluseczko, Lusesito, Angry Bird, Sofijko,
Zosiu, Zosieńko, moja Zo.
Jak śpisz wyglądasz jak mały Leonek, jak otwierasz oczka jesteś zupełnie inna.
Jak przestraszona sarenka.
Przypominasz mi Babcię Anię, Ciocię Marysię i Ciocię Patrycję.
I też Babcię Twojego Taty - Janinkę.
Jesteś małą Kobietką, okrąglutką - moc cyca:), kształtną i prześliczną.
Naszą.

Mam nadzieję Córeczko, że to kiedyś przeczytasz, że się wzruszysz,
że popatrzysz wtedy czule na swoją Mamę.
Myślę sobie, że fajnie mojej Mamie, że ma 3 Córki. No i Syna.
Każdego dnia podziwiam Ją coraz więcej i bardziej za ten wielki macierzyński czyn.

Zosieńko - wspaniała przygoda przed nami! 
Cudownie, że od miesiąca przez życie płyniemy już razem!


 jeden z pierwszych uśmiechów
 chill:)
 ale o co chodzi?:)
 trochę śpię, trochę udaję
 dasz w końcu to mleko????
 z Twoją piękną Ciocią M.
 dziś, ja i Ty
 dziś, fotobudka na weselu Gosi i Michała, wspaniała sprawa:)







 


czwartek, 24 kwietnia 2014

Zombie time

Muszę zacząć od przeprosin, no muszę.
Przepraszam Cię Przyjaciółko moja Mileno, że rżałam w głos gdy mówiłaś,
 że wyjście do przedszkola z Marcelinką i Mieszkiem to nie wyjęte 2-3 godziny.
Przepraszam Cię szczerze, bez szyderstw i podśmiewanek.
Otóż tak, od kilku dni odkąd przyszło mi samej ogarniać mój nowy majdan 
wyjście z domu z mą przeuroczą Dwójką zajmuje mi średnio 3 godziny.
Ale jak to? No tak.
Jak jedno się posika to drugie posra, wtedy to pierwsze znów głodne a kiedy nakarmione to brudne, 
 wtedy drugie przebrać trzeba i nakarmić znów i tak w koło Macieju.
Taki lajf.
Kiedy przyjdzie progres? Być może nigdy.
Nic to.
Dzień i noc zlewają się w jedną toczącą się kulę.
Gdy Zoś zasypia budzi się Leoś.
I lamentuje bo zęby idą, bo przypomniał sobie, że pić mu się chce, bo woła Babę w środku nocy.
"Odchowasz sobie dwójkę i dalej będzie już tylko dobrze" - 
gdy słyszę to zdanie budzą się we mnie złe instynkty:)
 Podśpiewuję wtedy nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Na kilka głosów i w wielu intonacjach.

Na szczęście są małe wielkie przyjemności.
Chwile ulotne.
Sushi zjedzone w samotności gdy noc za oknem a w domu złowroga cisza 
zapowiadająca pobudkę któregoś Dziecięcia,
bananowy shellac zrobiony w mym ulubionym salonie,
kawa w towarzystwie mej Siostry (4 weeks to go!) podczas gdy Maluchy śpią,
spacer z Mamą do parku, przerywany jedzeniem kopytek przez Leona w przydrożnej knajpie,
superszybka wizyta w ciuszku i Ralph Lauren za 3zł i Elmo za 4,
nowa farba na półce zapowiadająca, że wracam do swojego koloru włochaczy,
rozwieszane wspólnie z Leo pranie na balkonie (tzn ja wieszam, On ściąga).

Pod jednym z postów Koleżanka zapytała: jak kocha się Dwójkę?
Powiem tak - przedobrze! 
Dużo myślałam co z tą miłością będzie, jak ja ją podzielę, komu mniej komu więcej 
a jak tak samo to jak to będzie? 
No i to okazało się takie proste.
Wraz z hormonami szczęścia przyszła fala miłości, jej wielki przypływ.

Otóż Dwójkę kocha się po prostu.
Serce się po prostu powiększa.
Ot tak.

Nasz mały instagramowy przegląd chwil mniej i bardziej ulotnych.



















 

sobota, 19 kwietnia 2014

Pierwsza taka WielkaNoc

WielkaNoc.
Pierwsza w takim składzie.
Ja, Raf, Leo i Zo.
Rodzina.

Pierwsze takie Święta.
I mimo, że kulinarnie się nie udzielałam,
na Triduum nie dotarłam,
to ważna dla mnie jest ta Noc.

Wszystkim Przyjaciołom, Znajomym, Sympatykom i Czytelnikom
pełnych miłości Świąt Wielkiej Nocy.
Beztroskiego czasu spędzonego wśród Najbliższych,
śmiechu i radości przy świątecznym stole,
chwili zadumy nad tym, czego jesteśmy świadkiem.

15/52

Leonku, Synku Kochany,
po ciężkim tygodniu i wykańczającym rotawirusie
wróciłeś - znów uśmiechnięty, z charakterystycznym psotnym błyskiem w oku,
z kręconymi lokami na łepetynce.
Dzień bez Twojego śmiechu to dzień stracony:)
 

środa, 16 kwietnia 2014

Bonanza


No bonanza.
To u nas.
Miałam napisać list do Córki, pierwszy po tej stronie brzucha,
ubarwić różowymi fotami Kluseczki, słodko-pierdząco, w swoim stylu.
No ale się nie da.
No nie da się.
Nie teraz.
Bo teraz jest bonanza.

Bo Leon i Pan domu mają jelitówkę.
Bo tak wredna franca, że już 5 dni trzyma i nie puszcza.
Bo dom pachnie ... eh oszczędzę czym.

Mój Mąż powiedział, że jak to wszystko się skończy to będzie siedział i ssał kciuka.
To samo ciśnie mi się na usta:)

Na szczepionkę na rotawirusy dla Zo nie pożałuję ani grosza.

Po kolejnym dziś praniu, sprzątaniu, karmieniu, głaskaniu, przytulaniu
siedzę tu z kubkiem dobrej herby  i nasłuchuję z której strony nadejdzie atak:)
Oby z żadnej.

Mało rąk i kolan Matki jak napisała wczoraj Niedźwiedzia.

Będę wnioskować o wspólny urlop z tą Kobietą:)
Nikt mnie tak nie zrozumie jak Mama innej Dwójki z niewielką różnicą czasoprzestrzenną:)

Żeby jednak tak smutno nie było kilka fot moich kochanych Dzieci.
Tak - Dzieci, liczba mnoga.
To brzmi dumnie.

Mój Skarb nr 2 skończył dziś 3 tygodnie.
Zosieńko - zdrowa bądź!













środa, 9 kwietnia 2014

13/52 i 14/52


 Także ten - multiboy to Ty Leonku, jak Twoja MultiMama:)
Pisiujesz i pedicure Mamie robisz, zdolna Bestio!
Odkąd jest z nami Zosia ciągle chcesz być przy mnie.
Nie spuszczasz ze mnie oka, chcesz być ciągle u mnie na rękach, 
przytulasz się. 
Bardzo mi miło!

Syneczku, masz szczęście - oto Twoja Brygada!
Twoje Cioteczne Rodzeństwo i Twa Sis.
Hela, Zońka, Kazik i Ty.
Czekamy jeszcze 6 tygodni na JJ'a.
I na kolejne Dzieci w Rodzinie.
Macie siebie - macie tak wiele!

środa, 2 kwietnia 2014

Kosmos

Kosmos.
To jedyne właściwe słowo.
W ciągu ostatniego tygodnia tyle wydarzyło się się w moim/naszym życiu,
 że ogarnięcie tego graniczy z cudem.
Cudem jakich wiele w naszym życiu.
Takim CUDEM jest ONA - nasza Córka.

Do tego porodu podeszłam bardzo świadomie.
Wiedziałam krok po kroku, że wydaję na świat nowe życie.
Byłam spokojna.

W sali przedporodowej byliśmy we trójkę - ja, mój Mąż i moja Siostra.
Śmialiśmy się.
Atmosfera była sprzyjająca.
W porodzie towarzyszyła mi Siostra.
 Masowała mi plecy i trzymała za rękę.
Patrzyła prosto w oczy i dodawała sił.
Muszę tu napisać, że Ona sama jest prawie w 8 miesiącu ciąży
i to, co dla mnie zrobiła uważam za mega wyczyn.

Pati - zrobiłaś dla mnie coś, co mogłaś najpiękniejszego.
Moja wdzięczność i miłość do Ciebie nie mają granic.
Dziękuję.

Trafiłam na wspaniałą Położną, na moją Panią Doktor,
na pomocną Brygadę na oddziale noworodkowym.
Nie mogło być lepiej.
Miło spotykać w swoim życiu osoby wykonujące swoją pracę
z pasją i zaangażowaniem.

Po trzech dniach byłyśmy w domu.

Leon lizał szybę w pokoju machając nam gdy parkowaliśmy przed blokiem.
Przytulił mnie tak mocno jak nigdy przedtem.
Mimo, że zaplanowałam, że idę do szpitala wykonać konkretne zadanie
 i że nie będę się mazać - to i tak 3-go dnia popłynęłam z tęsknoty za Synem.
W przedpokoju postawiliśmy fotelik z Małą.
Chwilę się przyglądał i pytał a to to a następnie pogłaskał Zosię po główce.

Pierwsza noc w domu to absolutny hardcore.
Jedno budziło drugie.
O 4 nad ranem siedzieliśmy we czwórkę na łóżku:
Mąż dawał Leo butlę, ja Zo cyca.
Śmialiśmy się ze swojej bezradności.

Jest cudnie.
Wyjątkowo.
Serce powiększyło mi się do jakiś niesamowitych rozmiarów.
Tak miało być.
Nie boję się.
Wiem, że damy radę.

Dziękuję wszystkim, którzy się za nas modlili, trzymali kciuki, pamiętali.
To wszystko dało się odczuć.
W ludziach i ich sercach jest moc.

Matka 2.0:)